klasyka gatunku Ę

Kellys Enduro MTB Series. Mieroszów. 30.09.2017.


Wiele się człowiek nasłuchał o "hartkorach" z tej okolicy, postanowiłem sprawdzić. Tym bardziej, że org wycina ścieżki, którymi może jeszcze nikt nie miał okazji jechać. Orzeźwiający poranek z +3 na termometrze i niestety jakieś lekkie opóźnienie wyjazdu ze startu. O formę nie dbałem ostatnio, więc turlam się na OS1, turlam, to znaczy, że jadę nieśpiesznie. Przed OS1 lekki zator, ale niezbyt długi. Początek bardzo fajny, bo po ścieżce, dalej już wycinka we wcześniej niechodzonym terenie i zaczyna się taniec lenia, bo się nie chciało zmienić opony, teraz tył jedzie szybciej niż przód, lekko sponiewierało. Ten os nie był dobry na rozgrzewkę :) Następnie dojazdówka do OS2, fajna ścieżka, będę polecał, bo w całości po naturalnej ścieżce. 


Okazuje się, że gdzieś po drodze pogubili się inni zawodnicy, na kolejny os jestem już w pierwszej grupie. OS3 czyli "Włostowa", w sumie nic mnie nie może tu zaskoczyć, tylna opona jak mnie nie wyprzedzi to będzie dobrze, przecież byłem tu kilka razy na maratonach (takie kiedyś były trasy maratonów zanim się wykastrowały). OS4 to już taki prawdziwy "trail dla każdego" głównie trawersujący po zboczu, widać, że kiedyś już był rozjeżdżany. OS5 rozpoczynał się w miejscu OS2 z tym, że w przeciwnym kierunku. Bardzo stromy w drugiej części, aż widelec się przestraszył i schował w dolne golenie. Dalej dojazd na rynek i klasyczny "miejski oes"... na który musieliśmy czekać półtorej godziny, a to już długo...


Ta edycja pasowała mi jak żadna wcześniej, bo po pierwsze były długie dojazdówki i przez to nie było problemu z kolejkami na startach oesów, po prostu wjazd na szczyt-start i jazda dalej w dół. No i tak mi to pasuje, bez czekania i stygnięcia. W zamian na ostatni start tego dnia zostałem pokarany 1,5h czekania i czar prysł. Dostaliśmy łącznie 5 oesów i dodatkowy extra miejski. Nadal namawiam lajkrowców na spróbowanie, takich tras już nie ma na maratonach. Na pewno nie mam z tego takiej uciechy jak z kilkugodzinnego poniewierania po górach, co nie znaczy, że wymazuję ęduro z kalendarza 2018.
ES