Enduro MTB Series. Baligórd. 08.10.2016.
Wczesne nadejście jesieni/zimy i ostatnia impreza w tym roku. Słońce było, deszczyk był, śniegu trochę też. Tydzień wcześniej jeszcze poleciałem ORIENTAkcję 130km pod Łodzią, żeby trochę nogi pokręciły. Ze względu na dodatek pod postacią "mistrzostw polski" i dość dużej frekwencji były tylko trzy odcinki specjalne. O tyle fajne, że wszystkie były lokalnymi szlakami, co znacznie bardziej ułatwia przejechanie, niż przecinkę jak na Trilogy by Vena, przy tym bardzo fajne single, na pierwszy strzał poszedł najtrudniejszy, całkowicie otaśmowany aby nie ciąć co przyprawiało mnie o lekką klaustrofobię (nie startuję w XC), nie poszedł zbyt płynnie, bo jak mieć rozgrzewkę przed zjazdem? Kilka uskoków które swobodnie się przejeżdżało, byłby szybciej gdyby jednak ten OS był rozegrany później, ale nie ważne, ważne że bez podpórki!
Drugi OS był po przeciwnej stronie przełęczy, ale najpierw bufet, trzeba trochę poczekać, bo godzina zapasu do startu i co tu robić? Oczywiście pierwszy na starcie i czekanie do otwarcia os-u. Odcinek dłuższy i łagodniejszy, trzeba było dokręcać! Trochę się bałem, że zaraz wpadnie się w jakiś zakręt, a okazał się bardzo płynny i szybki, też się nie popisałem tempem. Trochę z tym problem bo przyzwyczajony jestem do łapania oddechu na zjazdach, a nie ciśnięcia na marginesie. Zjazd znowu się kończył na bufecie... no to jak tak by miały wyglądać zawody co tydzień to byłaby "trzycyfrówka na wadze"
Na trzeci OS z zapasem ponad godzinnym, przynajmniej dojazdówki genialne. Początek trudny po mokrym zboczu, potem już fajny szybki szlak z końcówką na hulajnogę. Koniec. Wieczorny grill i dekoracja.
Następnego dnia powtórzyłem OS2 i OS3, Popadało i porozjeżdżali kolejni zawodnicy, że musiałem butować w dół. Organizator fajnie ogarnia imprezę, wszyscy zadowoleni, mnie ciężko oceniać, dopiero "jedną widziałem", inaczej się patrzy z perspektywy maratonów, gdzie jest "wszystko".
Enduro to taka bajka, podobno MTB w najlepszym wydaniu, ale ja tego nie czuję... Więcej czasu spędza się nie jeżdżąc niż jeżdżąc. Przeszło pięć godzin w górach a przejechane ~30km. Normalnie gdyby to nie było onsight to zjechałbym OS-a i wrócił na start zanim by uruchomili pomiar czasu, wtedy bym był zadowolony. Jestem zboczony na tym punkcie, ale jednak wolę jeździć niż stać, czekać i jeść. W sumie więcej jadłem niż miałem łączny czas z OS-ów :) Na pewno jest frajda z singli które są nowe i będzie można je wplątać w kolejne układanie trasy po górach.
Przekonało mnie to jak bardzo brakuje imprez typu "golonkowego". W niedzielę Iza coś pobiegła w Cisnej jakieś 14km z Wilkiem czy coś tam takiego miała na czapce.
jeszcze film...