Zabić nogi jeszcze raz

BIKE CUP. Harrachov. 30.07.2016.


Pierwszy raz zmierzyłem się z ultra dystansem. Trasa zapowiadała się na łatwą technicznie, ale wymagającą kondycji i siły. Szacowana suma przewyższeń zdobywanych na stromych podjazdach i dystans wzbudzały u mnie tremę jakiej dawno nie odczuwałem, dodatkowo spotęgowaną katastrofą w Koninkach. Na starcie spotkaliśmy kilka znajomych twarzy (sierot po golonce) i ogólnie sporą ilość Polaków... zaraz, zaraz, to jednak Polacy chcą długich i trudnych tras? Było nas ~25% na najdłuższym dystansie, który miał mieć 138km. Jednak dystans był mierzony w Golonkometrach, teraz to Venometry i miał tylko więcej o około 10%, 152km. Jednak się myliłem patrząc jakie trasy i dystanse się cieszą największym zainteresowaniem.


Start o 8:00, pierwsze wspinanie i zjazd ścieżką DH, powodują wrażenia, że może nie będzie aż tak nudno i psycha wytrzyma, wyprzedzam dużo zawodników. Uciekam i zaczyna się już opcja "samotność długodystansowca". Rozpoczynamy wspinaczkę na Przełęcz Karkonoską, pewnie będzie tylko asfalt, więc jakoś tak się turlam, aż w pewnym momencie, to dziwne wrażenie, że ktoś ci dogania... odwracam głowę, a tu uśmiechnięta czeszka (90kg na pewno) mija mnie nawet nie sapiąc...  e-bike, siadam na koło, dobra osłona aero :)
ale chyba wspomaganie siadło, bo zwalnia, więc dalej jadę sam.. na przełęczy nowa atrakcja... Czech podjeżdża przed ciebie, a obok syn biegnie z tabletem i robi zdjęcia, jak to ojciec wyprzedza na "premii górskiej", uśmiecha się, pozdrawia i ostrzega, że teraz będzie "śmiertelny zjazd". To prawda, jeden z najgorszych zjazdów, asfaltowy z wertepami, stromy, prędkości powyżej 70km/h i do tego turyści uciekający spod kół. Nie lubię tego typu zjazdów.
Wjeżdżamy na pętlę Karpaczową, kto jechał choć raz MTB Mrathon zna te ścieżki, choć tu przez chwilę, popracowały amortyzatory. Na zakończenie tej pętelki powrót do bufetu i mój pierwszy postój, czego nie robię nigdy na "polskim giga". Smarowanie łańcucha, jedzenie, uzupełnienie bukłaka. Dalej turlanie się w kierunku Szklarskiej i tu znajomy żółty szlak z Piechowic w kierunku Wysokiego Kamienia, będzie długo... Na szczęście objechaliśmy stromsze odcinki. Dalej bocznymi szlakami na grzbiet Izerów, bufet, mało do wyboru, smarowanko łańcucha, i zjazd na Single Świeradowskie. Objazd Zajęcznika, gdzie rower dostaje głupawki, też tak macie jak wjeżdżacie single? Rower sam się rozpędza, fajna jazda, ale szybko się kończy i trzeba znowu się wspinać, według wszelkich wyliczeń, to będzie ostatnie długi, stromy i morderczy podjazd, bufet... jeszcze tylko to i potem "z górki 30km do mety". Na bufecie prawie nic, trochę wody na uzupełnienie, mycie okularów, bo pot zalał.
No to ruszam w dół, już mam niepochowany grymas na twarzy "taki krzywy uśmiech"... "jadymy do domu". Jeszcze tylko kawałeczek pod górkę, choć miało być z górki, ku... na profilu tego nie było widać,... "już mi się nie chce", widzę, że doganiam, jakiś zawodnik z numerkiem, Udaje się, dalej jadę, ale patrzę, że mi się ślad rozjechał z moim kierunkiem, a strzałki chyba już nie widziałem od jakiegoś czasu... ku... zgubić się na koniec takiej trasy. WRACAM, ale patrzę, że pojawia się zawodnik i jest strzałka, dobrze jechałem, coś nie tak ze śladem. Wpadamy na dziwne kładki na torfowiskach, staram się jechać perfekcyjnie, odskakuję mu, znikł. Oby się nie pojawił już na horyzoncie bo nie mam siły na ściganie... Teraz rozpoczął się blisko 10km po płaskiej szutrowej autostradzie, to nie mój typ drogi, ale. jeszcze chwila, no musi być w końcu w dół...
No i jest pojawił się, pieprzę nie gonię, nie mam siły a po za tym nie rozbiję się na "ostatnim kilometrze" bo walka do końca. Odjerzdża na kilkadziesiąt metrów, jest zjazd znika mi, lecę singlem, doganiam go... Jak tylko zrobi się szerzej "skaczę i uciekam", udało się... teraz to ja odskakuję, wypadam na asfalt przy mecie, oszołomiony, że droga nie prowadzi do balonów, "gdzie mam jechać?" patrzę, po asfalcie.. w górę? KU... NIE, odjechałem na kilka metrów, ale ten podjazd zabija, kolega mnie przeskakuje tym razem, jeszcze dodatkowa agrafka i wpadam kilka sekund za nim na metę. Przegrać na finiszu po 9h rywalizacji bezcenne.
Te płaskie 10km przed metą to najgorsze 10km jakie w życiu jechałem, płaskie niekończąca się autostrada wysysało wszystkie pokłady energi fizycznej i duchowej.


Fajnie było ujechać się w trupa. Choć wolałbym, krótszy dystans z mniej asfaltowymi wariantami, szczególnie na zjazdach. Moje rowerowe-endorfiny weszły na nowy poziom. te góry oferują tak dużo, tylko szkoda, że niestety "oficjalnie" są niedostępne w tych ciekawszych miejscach. Idealnym rozwiązaniem bylo włączenie krótkiego odcinka Singletrek pod Smrkiem. co daje zawsze popularyzację okolicy, np. Iza wcześniej tu nie była i jej się bardzo podobało. No i wjechałem na metę tylko 40min za Hruską i 1:40 za liderem, a to chyba drugie nogi XC w Czechach
ES

Imprezę uważam za udaną, chociaż na pewno wybór najdłuższej trasy był najlepszym wyborem, dlaczego.
Ponieważ było to wyzwanie i przygoda – a przecież o to chodzi.
Długa wyrypa w górach, przewyższenia, to, co kolarze górscy lubią najbardziej i jest się z czym zmierzyć. Poza tym zgodnie z założeniem, naszym, aby jeździć na imprezy tzw.”perełki” czerpać z nich na maxa. 
Trasa krótsza, którą ja pojechałam, czyli 79 km była bardzo łatwa. Może i kondycyjna ale pod kątem dokręcania na zjazdach i płaskich odcinkach (a było tego w sumie z ok.35 km). Nie dla mnie taka zabawa, ponieważ nie ścigając się łatwe odcinki jadę za wolno i nie doganiam nikogo, ;(.
Oczywiście widoczki były super, zadowolenie z jazdy oraz atmosfera na mego plus. Nie było problemu z bufetami, co podobno zdarzyło się na długim dystansie. Może u nas mniej jedli, bo w sumie nie było takiej potrzeby.
Trasa zaliczona, wygrany super medal w postaci giga placka (super pomysł). Pyszny, świeżutki, i co najważniejsze specjalnie zrobiony na imprezę, oryginalny. Ogromny plus.
Co było jeszcze fajnego na wyjeździe, oczywiście, singielki pod singiel Smrkem. Nie znałam ich wcześniej i powiedzenie, że jak chcesz kogoś zarazić mtb to go zaproś na single jest prawdą. Super zabawa. Muszę tam wrócić. Następnego dnia, na rozjazd, pobawiliśmy się, w sumie wyszło 1000 metrów przewyższenia na 46 km (bez większych podjazdów), co chłopakom po wcześniejszej wyrypie mogło dać w kość. Wrócimy tam niebawem. Generalnie bardzo przyjazne rejony na kręcenie.
Wyjazd uważam za bardzo udany i czekam na kolejną „perełkę”.
Cienka

WYNIKI dystans "A" 138km
ES 09:01:21 (24 open | 14 M3)

WYNIKI dystans "B" 79km
CIENKA 05:01:28 (5 open | 3 K3)