Udany weekend

Sierpniówka. Węgierska Górka. 12-15.08.2016.


W tym roku dopiero pierwszy raz odwiedziliśmy Beskidy Śląski i Żywiecki. Była to decyzja podjęta trochę z zaskoczenia, bo mieliśmy jechać pod Śnieżnik, ale w tym sezonie w okresie wakacyjnym na prawdę ciężko ogarnąć rozsądny nocleg. Udało się w sprawdzonej lokalizacji i to też związane z czasem dojazdu.

Pierwszego dnia pogoda nas nie rozpieszczała, a że Cienka musi mieć pierwszy dzień adaptacyjny, to trasa była łatwa, asfaltowo-szutrowa przez ulubione Laliki, Zwardoń, Baranią Niestety pogoda coraz bardziej się pogarszała, aż poniżej widać, jak zmierzaliśmy do Baraniej, po piękne widoki.



i... pierwszy raz czerwonym do Węgierskiej Górki. Przepyszny grzbietowy i zjazd, aż dziwne, że nigdy nie pojawił się na Trophy.
Na drugi dzień zaplanowany był już dystans całodzienny ~100km/3000m, ale tak, żeby można było szybko się ewakuować, bo prognoza była z możliwymi burzami.

Pogoda nas oszczędziła i do Rycerzowej powoli się człapaliśmy, gdzie Iza zdezerterowała, a ja miałem sobie dokręcić pętelkę. Wyszła trochę dłuższa niż zakładałem, ale zaliczyłem klasyk czyli całość z Rycerzowej przez Przegiben na Wielką Raczę, a tu zawsze warunki takie same, niezależnie od pory roku...


Po zjeździe z Wielkiej Raczy zaplanowany był postój w Rycerce na uzupełnianie prowiantu, niestety zapomniałem się, że jest niedziela prawie wieczór i już nie znajdę otwartego sklepu. Pozostała tylko woda z potoków, ale tylko jeszcze jedne podjazd pod Przegibek, zjazd świetnym "zielonym" i drobny wypych pod Mładą Horę, a dalej zjazd "czerwonym" do Rajczy i lekko do bay na oparach... bo dziś wyszło ~110km/3100m.

Trzeciego dnia miała być szybka pętla. W nocy był jakiś spory opad, a że Iza zaplanowała też bieganie to ruszyłem sam. na Abrahamów i w tym miejscu "czerwony" był w stanie poroztopowym, więc przeskoczyłem na szutróweczki zawracając do Węgierskiej i przeskoczenie na szutrówki pod Baranią, dokręciłem i zaliczyłem jeszcze czerwony do Węgierskiej. Szybkie ogarniecie i jeszcze przed zmrokiem w domu. To jednak ogromny atut tych Beskidów, w blisko 4h można dojechać. Lubię się tu turlać, jeździ się tu niemal jak po znanych ścieżkach, a jednak za każdym razem jest coś nowego.
ES