świetna trasa w Kluszkowcach

Cyklokarpaty. Kluszkowce. 15.05.2016.


W zeszłym roku trasa dała się zapamiętać, jako mocno kondycyjna... więc w tym roku liczyłem na co najmniej tyle samo wrażeń, a że pogoda była fatalna to liczyłem na coś extra.
Dwa dni na przemian deszczu i ulewy podmoczyły trochę trasę, która uległa drobnej korekcie, ale za to jakiej... Jedna pętla! 83km i ponad 3000m podjazdów! Takimi liczbami w kraju chyba już nikt nie może się pochwalić.
Od startu założyłem sobie, że połowę pojadę spokojnie, bo to druga połowa trasy to podjazdy... Niestety trochę się podpaliłem wymijając się z Jankiem (KOMOBIKE), on pierwszy na podjeździe, ja na zjeździe, a zjazdy to świetna zabawa, niemal wszystkie w podeszczowym potokach.Tak się mijając wróciliśmy na trasę z MEGA. I tu właśnie dostaliśmy najlepsze... podjazd z Ochotnicy pod Gorc, asfaltowy, ciągnący się, tu pewnie Janek mi odjechał, dalej był zjazd, trudny, stromy, ale bez zakrętasów, w sam raz, żeby nic nie nadrobić. Na koniec dostaliśmy super podjazd około 45minut mielenia przez około 8km. Gdzieś w międzyczasie, kogoś musiałem minąć z giga, ale też na ostatnich metrach podjazdu przegapiłem, znaczy nie upilnowałem zawodnika, widząc jak zjeżdża i już go nie dopadłem do mety. Na koniec klasyczny widok... Cienka wpychająca rower niemalże do mety ;)

Trasa "pierwej sort", pogoda doprawiła idealnie to danie. Patrzę czy jeszcze gdzieś będzie można się podobnie upodlić?
Na giga było tylko ~50 startujących, może gdyby start był godzinę czy dwie wcześniej to by więcej osób się zapisało... My meldowaliśmy się w domu przed północą, a rano zombie w pracy.
ES
------

Kluszkowce 15 maja Cyklokarpaty
Minęło już troszkę czasu od maratonu i niestety emocje mi opadły a nie było chwili aby napisać dwa zdania. Od czasu maratonu nie byłam jeszcze na rozjeździe, bo póki co mi się nie chce a bez ochoty nie wychodzę. Ma być fun.

Wracając do maratonu. Duży minus za to, iż odbywa się w niedzielę i to jeszcze od 11. Chodzi o dwie sprawy, sobota jest niewykorzystana (ani długo pojeździć ani skorzystać z gór) a w niedzielę po maratonie leci się do domu na łeb na szyję bo w poniedziałek do fabryki. Powinno być odwrotnie, co by też nakręcało turystykę. Sobota maraton a w niedziele jeszcze wycieczka po okolicy.
Poza tym start o 11 jest dla mnie za późno i koniec tematu.

Całą sobotę lało, padało chwilami resztę lało jak z cebra. Wiedziałam ze nie wróży to czasu jaki założyłam 4h. Trudno, raz jest sucho, raz pytli a raz błoci. I tak tez było.
Pojechałam mega, bo przy giga mogłabym nie zdążyć z powrotem do pracy, .
Mega 54 km i ponad 1900 m przewyższenia (chociaż mi wyszło około 2300). Błota rodzaje najróżniejsze, jak za dawnych, dobrych czasów na MTB Maratonie (nie wiem czy pamiętacie maraton w Krynicy, jak jeszcze Parkowa była nie zabetonowana ). Błoto wodniste, błoto gliniste, zjazd błotny, kałuże klasyczne, kałuże wciągające, zjazd strumieniem, podejście błotne. Myślałam że buty zostawię na jednym podejściu. Nawiązując do podejść, miałam ich wyjątkowo dużo, z dwóch powodów: błoto i stromizna. Naprawdę, okoliczne górki może nie są mega wysokie za to nadrabiają stromymi podjazdami. Tak więc pochodziłam troszeczkę, ale też z powodu, o którym już zdążyłam zapomnieć. Jazda po błocie, wodzie i przy słoneczku doprowadziła do masakry z łańcuchem a oduczona dobrą pogodą przez ostatnie sezony nie miałam smaru przy sobie i zaczął się dla mnie koszmar maratonu. Pierwsze zaciągnięcie i wkurzenie. Potem już szło coraz gorzej, łańcuch chodził jak zgon i co jakiś czas stawał dęba. Gdyby nie pomoc ze smarem to już po połowie bym musiała iść. Dostałam troszkę smaru i od razu ulga, poszło, uffff.

Kolejne błotne zjazdy, woda, strumień, błoto i znowu to samo. Ostatni zjazd, myślę iż dam rade, przede mną ostatnia mini góreczka i meta. Jest szansa ze wjadę na kole konkurentką, bo są w zasięgu wzroku. Zjazd i podjazd i ja leżę, łańcuch stanął, nie zdążyłam się wypiąć, łokieć zbity bo ratowałam wcześniej zbite kolano i wkurzenie na maxa. Nie dało się już jechać pod górę, całą musiałam podejść. Mało, racja ale wkopała ładnych parę minut i morale na maxa zniszczyła, już i tak zniszczone tego dnia prze spacery. Dziewczyny odjechały, a nie było sensu zatrzymywać kogoś o smar jak meta była za 5 min rowerem. Tak wiec doszłam na szczycik i zjazd na metę. Ufff koniec, rower zgon i jak też, chociaż jest też kawał zadowolenia, gdyż był to naprawdę górski maraton, i to ciężki. Jestem zadowolona, oczywiście nie z wyniku, nie z łańcucha ale z samej obecności, przygody, zabawy pomimo mało sportowego charakteru z mojej strony (ale to nie nowość). Dobrze ze pojechaliśmy i jestem pewna że za rok wrócimy.
Organizacja super i torba z gadżetami na start na 6+, aby tak dalej. Mam nadzieję, iż Cyklokarpaty jeszcze w tym sezonie zaliczymy.
Pozdrawiam
Cienka

Wyniki GIGA:
ES 5:07:30 (11 open /8 M3)

Wyniki MEGA:
Cienka 5:10:38 (7 open / 4 K3)