ciepło... cieplej... upał!!!

 Zawsze najbliżej (czyt. najszybciej) mieliśmy w Beskidy Śląski i Żywiecki, ale od niedawna podobnie sprawnie można się dostać w góry, które do niedawna były pomijane, do czasu budowy Rychlebskich Ścieżek. Po tym wydarzeniu, okazuje się, że mamy kolejne góry, które są fantastyczną lokalizacją do jazdy na rowerach różnych sztywności i skoków.


Na sobotni poranek umówiliśmy się z lokalesem, rozpoczęliśmy od jazdy w kierunku Pradziada, dalej niestety chłopaki postawili sobie za zadanie eksplorację nieznanych ścieżek

  
 


Pradziad okazał się, że jest punktem zdobycznym wielu kolarzy, na szczycie na pewno jest więcej posiadaczy rowerów niż piechurów :) Upał się dawał we znaki, więc ucieczka, na szlak, który okazał się typowo pieszym, trochę nas to zmęczyło (wkurzyło) i dalej już turlaliśmy się asfaltem w dół i podjazd na Czerwonohorskie fajnym i stromy szutrem, gdzie temperatura chyba była powyżej 50 stopni, istna patelnia. Tam już się rozstaliśmy z Jerzym i pojechaliśmy lekko okrężną drogą niemal cały czas prowadzącą w dół przez blisko 20km.

 

Na koniec jazdy czeskie piwo obowiązkowe.

Drugiego dnia wczesna pobudka, żeby wyjechać przed upałem, każde z innym pomysłem na jazdę. Ja wystartowałem z Izą w kierunku Rychlebskich, chciałem zaliczyć kilka pętli na przetestowanie roweru. Miał być skrót 6,5km na szczyt "ścieżek", ale jakoś się skręciło i dołożyliśmy chyba 5km, bo się zjechało w bok, ale i tak było fajnie. Po wjechaniu na superflow rozdzieliliśmy się, ja pociąłem w dół, zaczynając zabawę. Byłem chyba pierwszy który zjeżdżał o tej porze. Dojechałem do "centrum ścieżek" i widzę tabuny ludzi szykujących się do wymarszu, część już drodze na górę. Po wyjeździe na asfalt zauważyłem, że coś dzwoni i koło bije, pierwsza myśl szprycha urwana... racja, zakręcam ją patrzę, koło nadaje się do jazdy. Zmieniam planów na turlanie po łatwych szutrach i asfaltach. Poprawiam szprychę, żeby nie przeszkadzała w jeździe (w poniedziałek okaże się że to druga szprycha) Nie zabierałem nic do nawigowania, bo miałem jeździć po oznakowanych ścieżkach. Na szczęście okolica jest dość znana z "asfaltów marcowych". Nie zgubię się... dopóki nie jedzie się w terenie na azymut i ciężko wybrnąć na jakieś rozsądne drogi. Po wyjeździe na asfalt postanowiłem pojechać w kierunku Seraka do pewnego czasu aż nie uznam, że czas goni do domu.
ES