Na sobotni poranek umówiliśmy się z lokalesem, rozpoczęliśmy od jazdy w kierunku Pradziada, dalej niestety chłopaki postawili sobie za zadanie eksplorację nieznanych ścieżek
Na koniec jazdy czeskie piwo obowiązkowe.
Drugiego dnia wczesna pobudka, żeby wyjechać przed upałem, każde z innym pomysłem na jazdę. Ja wystartowałem z Izą w kierunku Rychlebskich, chciałem zaliczyć kilka pętli na przetestowanie roweru. Miał być skrót 6,5km na szczyt "ścieżek", ale jakoś się skręciło i dołożyliśmy chyba 5km, bo się zjechało w bok, ale i tak było fajnie. Po wjechaniu na superflow rozdzieliliśmy się, ja pociąłem w dół, zaczynając zabawę. Byłem chyba pierwszy który zjeżdżał o tej porze. Dojechałem do "centrum ścieżek" i widzę tabuny ludzi szykujących się do wymarszu, część już drodze na górę. Po wyjeździe na asfalt zauważyłem, że coś dzwoni i koło bije, pierwsza myśl szprycha urwana... racja, zakręcam ją patrzę, koło nadaje się do jazdy. Zmieniam planów na turlanie po łatwych szutrach i asfaltach. Poprawiam szprychę, żeby nie przeszkadzała w jeździe (w poniedziałek okaże się że to druga szprycha) Nie zabierałem nic do nawigowania, bo miałem jeździć po oznakowanych ścieżkach. Na szczęście okolica jest dość znana z "asfaltów marcowych". Nie zgubię się... dopóki nie jedzie się w terenie na azymut i ciężko wybrnąć na jakieś rozsądne drogi. Po wyjeździe na asfalt postanowiłem pojechać w kierunku Seraka do pewnego czasu aż nie uznam, że czas goni do domu.
ES