"zorientowany"

BIKE ORIENT. Góra Kamieńsk 11.04.2015.



Dawno nie orientowałem i byłem ciekawy czy jeszcze umiem. Ostatnio orientowałem dwa lata temu i też miałem problemy, duża nerwica jak wcześniej. Zwykle bawię się w orientację na koniec sezonu kiedy już na luźno podchodzi się do rywalizacji. 
Jak wiecie w tym sezonie od początku sezonu brak spiny startowej, nie ma górskich wyryp to od razu lżej na sercu. Zabrałem kilka osób do towarzystwa, część również startowała, a część zwiedzała okolicę.
Na starcie nie widzę nikogo znajomego, po nakreśleniu, ruszam i od razu widze, że jeżeli chodzi o tempo to raczej nie będę miał dużej konkurencji, ale że będę dużo tracił na szukaniu lampionów to nastawiam się na 120km i dobre tempo przelotowe...
Pierwszy punkt i... konkurnecja golonkowa OSOZ, oj będzie ściganie. Tniemy się imędzy punktami, chłopaki jadą we dwójkę i na asfaltach nie ma szans na rywalizację. Muszę lepiej nawigować, aby ich wyprzedzić. W międzyczasie okazuje się, że Grzesiek (biketires.pl) depcze mi po piętach, na kolejnych punktach mijamy się często. Znaczy, że wybrałem dobry wariant trasy, na jednym oddalonym muszę przejść rzekę dwa razy, aby zyskać przewagę, udało się to szybko i sprawnie uciekam na kolejne punkty. 

Grzesiek mnie dopada na kolejnych punktach i kalkuluje, że walczymy o pudło. No więc na ostatnie punkty staram się skupić i nie tracić na nawigowaniu, jedyna szansa, bo tempo mam mocniejsze.
Wpadam na metę i... pierwsza informacja trzeci, a od Izy, że miałem ponad godzinę straty... 
Trochę się zdziwiłem, bo wydawało mi się, że tempo miałem dobre i nawigacyjnie aż takiej tragedii nie było, a może to takie mylne wrażenie na "klocowatej zimówce", że tempo dobre. Okazuje się, że mnie oszukała i moja strata była poniżej 30 minut, co w porównaniu z wygami nawigacyjnymi bardzo mnie ucieszyło, do drugiego zawodnika straciłem ledwie 5 minut.
WYNIKI:
Kamil 6:12:08 (3 open | 3 kat.)