Rychlebské hory, České pivo, ostatnie pałacie śniegu zaliczone na tygodniowym rowerowaniu w Sudetach Wschodnich. Kolejne nieznane rejony spenetrowane.
Cały czas jestem pod wrażeniem możliwości naszego kraju jak i najbliższych przyjaciół pod katem rowerowania. Zwłaszcza przyjaciół, którzy nie dość ze mają super oznaczone trasy rowerowe, asfalty jakich u nas mało, ruch idealny do szosowania, i, co najważniejsze bardzo dobre piwo . Wyjazd uważam za bardzo udany i na pewno w dane rejony powrócę, oczywiście ciut zmieniając bazę wypadową, aby było coś nowego.
Wspomnianą bazę wypadową mieliśmy po naszej stronie, w Burgrabicach, w Niebieskim Domku, który polecam. Miejsce jak z bajki, co widać na zdjęciach.
https://www.facebook.com/pages/Burgrabice-Niebieski-Domek/1522825997981422
Nie wspomniałam o najważniejszym, dla mnie wyjazd był bardzo ważny. Pierwsze długie rowerowanie po złamaniu nogi. Nie wiedziałam na ile mnie stać, ile dam rady pojeździć bez trenowania itp. Było super, pomimo tego. iż terenu nie zaliczyłam, raczej lokalne asfalty w lesie, ale i tak nakręciłam km i przewyższeń. Nie będę kłamać, iż boję się o nogę, myślę o niej, ponieważ nie chcę znowu być uziemiona.
Powracając do tematu, okolice Jaseniku, Rejviz, Lipove Laznie objechane.Zaliczone okolice Złotych Horów, Cernej Wody itp. Jednym słowem tereny w granicach 50 km od noclegu zjechane. Niemalże z każdej strony.
Bardzo fajne ścieżki asfaltowe, tylko trzeba było pamiętać, iż około 800 m npm był jeszcze śnieg. Chwilami mokry, śliski, nadawał się do przejechania tylko ja się bałam o nogę () więc łazikowałam, co raz spowodowało prawie 1h spaceru (no trudno, zdarza się). Słoneczko pięknie świeciło, czuć było nadchodzącą wiosnę. W lesie spadałam w trans, w zachwyt by sobie, co chwila przypominać jak bardzo to lubię i dlaczego to robię. Uwielbiam jazdę w lesie iglastym, mieszanym, kiedy słońce przebija się przez drzewa, robi się magiczna atmosfera i wtedy mam wrażenie, iż jestem gdzie indziej, nirwana i extaza. Jak jestem sama to się zatrzymuję i próbuję złapać i zatrzymać ten moment, to uczucie. Oczywiście zdjęcia nie odzwierciedlają tego, chociaż próbuję. Trudno pokazać uczucia. Taki ze mnie sportowiec rowerowy, iż wolę napawać się takimi chwilami w terenie niż lecieć szybko przed siebie. Zostałam turystą rowerowym.
Już czekam na kolejny taki wypad. Powinnam być leśniczym na rowerze. Co do otoczenia, to brawo dla czeskiego luzu. Sklepy czynne w tygodniu fo 16:30, niedziela wolna – i jakoś żyją. W megafonach na mieście leci muza. Jechałam, słuchałam i mordka mi się uśmiechała. Trochę to dziwne ale fajne uczucie Jedziesz przez małe miasto, pod Żulovą/Skorosice, a tam muza gra. Oczywiście czeskie piwo. Dlaczego u nas nie ma takich komercyjnych dobrych piw. W knajpie za 4 piwa na wynos zapłaciliśmy 14 zł (i to lubię). Oczywiście knajpa była iście miejscowa, ale….
Niestety wszystko co piękne szybko się kończy i czas wracać na nizinne tereny aby przygotowywać następny wypad i planować nowe trasy. Mam nowy pomysł na moje rowerowanie, parę pomysłów na sezon letni. Zawsze na takich wypadach wietrzy się głowa i zaczyna się rodzić nowa idea. Dlatego to uwielbiam. Teraz powrót na siłkę, szykowanie się pod zawody z innej beczki oraz długggie rowerowe wycieczki. Jestem otwarta na pomysły, wysyłajcie.
Parę fotek z wyjazdu:
https://plus.google.com/…/612915853490…/6129158544002469650…