suma sumarum...


Jesteśmy po sezonie, już trwa przygotowywanie do kolejnego sezonu, a jeszcze nie podsumowałem zakończonego. Jednym słowem to był sezon: "bieda", ale nie rowerowy, co startowy. W górach udało się zaliczyć kilka fajnych weekendów, pogoda była kapryśna, ale i tak dawaliśmy radę, natomiast startowo to była bieda. Nie wliczając zimowych startów, które traktuje się jako przygotowawcze to zaliczyłem całe 8 startów, gdzie jeden start tak można liczyć jak połówkę, bo to krótkie XC na kazurce, po za tym starty poniżej 3h traktuję jako treningowe.


Był to ostatni sezon "cyklu golonkowego", więc chciałem go przejechać w całości, niezależnie od formy, warunków i sprzętu. Prawie się udało, za wyjątkiem Piwnicznej gdzie jakiś świński wirus mnie zmęczył prze potwornie i się wycofałem. Trasy niestety były powtórkami z lat ubiegłych, najczęściej giga jechało się na pętlach i coraz częściej po łatwiejszych szutrach. Szkoda, że nie udało się z przytupem zakończyć cyklu dając nam wyznawcom "piure MTB" chociaż kończącej Istebnej w ostrej rozgrywce, niestety opady, tylko jeszcze bardziej nam zabiły trasę, która została zmodyfikowana do łatwiejszego wariantu. Udało się powalczyć i zrobić wynik w M3 i drużynówce.

Od 2012 widzieliśmy, że ogień przygasa i że będziemy patrzeć jak w końcu zgaśnie to ognisko. Skończyło się "coś" co motywowało do treningu, co budowało więzi i działało trochę inaczej niż etapówki, właśnie pod kwestią społeczną. W etapówkach nie widzę takiego łącznika społecznego, bo to jest impreza jedna do roku, a w cyklu spotykasz się z ludźmi co kilka tygodni, utrzymuje się często kontakt jeszcze po zawodach, a czasami nawet znajomości zostawały na dłużej. W etapówce, po za faktem że przeważają obcokrajowcy, to jest to kilka dni z całego sezonu. Z doświadczenia wiem, że nie ma za dużo czasu na pogawędki, bo trzeba ogarnąć siebie i sprzęt, często jeszcze służyć pomocą. Ci regularni golonkowcy zostali osieroceni, ja się tak czuję.


Najważniejsze, że udało się zaliczyć kilka wypadów w góry, a w tym roku prym wiodły wyjazdy w zachodnią stronę, głównie okolice Stronie Śląskiego, jak nigdy Beskidy były okazjonalne. W przyszłym roku obiecuję, że pojedziemy w okolice Beskidu Niskiego, Pienin, Podhale.


Nie wiem gdzie będę startował w przyszłym sezonie, patrząc na regulaminy różnych zawodów górskich, gdzie starty są sektorowe, czyli wirtualna rywalizacja, często brak rozdzielonych dystansów, wyjątkiem chyba są Cykokarpaty i Liga Świętokrzyska. Na razie wychodzi, że będzie trzeba się zmęczyć na etapówkach. 2015 będzie sezonem w nowej rzeczywistości, cały czas śledzę informacje co, gdzie i kiedy, żeby nie kolidowało z zajętymi terminami. Zastanawiam się czy może odpuścić sobie wyścigi i pobawić się w enduro, ale to prawdziwe, czyli turystykę MTB, całodziennym turlaniem się po ścieżkach. Dla długodystansowca zawody enduro pachną nudą.
ES "sierota MTB Marathonu"