Piękny lipcowy weekend

 Zapowiadało się, że uda się wyhasać w ostatni weekend.
W czwartek zaplanowaliśmy wyjazd o świcie, dla niektórych nawet przed świtem po to aby być w miarę wcześnie na Rychlebskich Ścieżkach i popołudnie już odpoczywać. Niestety człowiek tylko coś zaplanuje i rusza za miasto to pogoda zmienia się diametralnie, ulewa totalna przez cały dzień, spowodowała, że w czwartek byliśmy dość wcześnie w Stroniu Śląskim i rozpoczęliśmy nawadnianie już w południe jak na prawdziwych turystów przystało. W międzyczasie śledziliśmy różne pogodynki i wynikało, że w piątek pojeździmy.
Piątek to start wcześnie jak nigdy, bo wszyscy pospali się dzień wcześniej już o 20:00, efekt wczesnego wyjazdu i nawadniania. Przed 9 już na trasie, to lubię :)
 

Start asfalcikiem, podobnie do początku sobotniego maratonu, przez Janową Górę, dalej na Czarną Górę. Widoki nie do opisania, znaczy nic nie widać :)

 
Dalej świetny zjazd czerwonym i kierunek do Schroniska pod Śnieżnikiem, gdzie Jurek postanowił efektownie zrzucić łańcuch, pewnie tak mają enduraki jak idzie przesilenie letnie :)

 

Potem zaliczyliśmy szlak, który zawsze był pomijany czy to na maratonie w Międzygórzu czy Stroniu, a jest bardzo przyjemny, trawersujący i schodzący w dół, bez szczególnych trudności, aż dziwne, że zawsze zjeżdżamy "brukową autostradą" z przełęczy. 

 

Cały czas krążą nad nami czarne chmury, ale spokojnie wjeżdżamy na trasę maratonu, na szlak graniczny, jest fajny wytrącający z rytmu, pumptrack po korzeniach, doganiamy znakujących, chwila pogadanki i jedziemy dalej, tu dopiero jest przeraźliwie, prędkości zjazdowe na szerokich szutrach przekraczają sporo ponad 50km/h, to nie jest rozsądne, końcówka to bardzo przyjemny zjazd po łąkach i chyba najszybszy odcinek. Miało być 50km, wyszło 65.
------
Sobota to maraton, szybka trasa jak nigdy, dość krótka, przez co i czasy prawie jak dla MEGA. W sumie z niewielką różnicą to co pojechaliśmy dzień wcześniej. Szkoda, że nie wykorzystuje się potencjału okolicy, akurat tutaj można puścić długą trasę i to nie zapętloną, i też mało powtarzającą się. Mój wynik bardzo zadowalający, ale jechałem cały czas ponad swoje możlwości, przez co dwa razy miałem stan przedkurczowy, do tego mała frekwencja, co prawie umożliwiło mi wskoczenie na pudło. Pojechałbym może lepiej o bez tych naprężonych łydek gdyby od ostatniego startu w górach nie minęło dwa miesiace, ale nie am co gdybać, wynik jest dobry.
WYNIKI GIGA:
3:43:10 (21 open | 7 M3)
------
W niedzielę, wczesna pobudka, czas wracać, ale drugie podejście na Rychlebskie Ścieżki. Udało się wystartować w górę w pół do dziesiątej. Na początek lekki zjazd czyli Superflow, na starcie Iza rozcina oponę, a tam brak mleka, zakładam dętkę i jazda w dół. Superflow jest dobry na rozgrzewkę, długi, mało wertepiasty, raczej balans i praca klamkami. Ja łapię "snejka", znaczy takiego, że mam miękko z tyłu, ale daje radę dojechać całego Flow-a do parkingu, zmieniam dętkę i jazda w górę, bo się zapowiada lekki armagedon z czarnych chmur, na górze, kiedy mamy odbijać na Walesa, zaczyna padać, no to skracamy i lecimy w dół przez Wieloryba.
Mamy niefart do Rychlebskich na dwa wyjazdy w tym sezonie dwa razy pogoda nie dopisała.
ES