Dzisiaj znowu sobie przypomniałam
jak bardzo uwielbiam wiosnę, rower i las. Zarazem tak niewiele trzeba do
szczęścia, chwilowego zapomnienia jak i niewiele trzeba żeby tego nie dostrzec.
To jest to co najbardziej kocham w rowerowaniu.
Po pracy, w środku tygodnia, kiedy pędzimy i każda minuta
jest cenna, lecimy szybko na trening czy jak kto woli, na rower. Godzina po 18,
deszcze, wkurzenie, iż pewnie nici z roweru a jednak przestaje padać, szybkie
przebranie i lecę. Mam akurat tzw. spacer na rowerze, jako rozjazd po
maratonie. Spokojna jazda w terenie, ciut błotka ale co tam, treningówka kocha
błotko. Jazda jak jazda, aż nagle w lesie uzmysławiam sobie iż jest wiosna,
ptaki tak głośno ćwierkają i się nawołują, iż robi się głośna muzyka z tego.
Zieleni się, drzewa na biało kwitną, wszystko się budzi. Skupiam się na dźwiękach
ptaków i jestem oczarowana. Znowu sobie przypominam, czemu kocham taką jazdę, wyrwanie się po pracy, z miasta,
w taką atmosferę, kiedy tak niewiele potrzeba aby się zachwycić. Nie żadne pytania
czy kolarstwo jest sexy, nie żadne tyłki w obciślakach, ale ten moment, kiedy
jadę, jest rześko, zielono, robi się wieczór, ptaki głośno dają o sobie znać,
ja zamykam na sekundę oczy. Czuć zapach deszczu i wieczoru. Oczywiście jestem w
błocie, brudne spodnie, rower, ale to tez jest fajne i żaden to problem.
Jest wiosna i dla tych chwil
uwielbiam kręcić.
Musiałam to napisać.