a miało być tak pięknie

SUZUKI POWERADE MTB Marathon. Ustroń 10.07.2011.


Zmiana barw, dobra forma, piękna pogoda, częściowa znajomość trasy to miało spowodować, że tego dnia będzie najlepszy wynik w sezonie. Na starcie poszedłem do przodu, żeby mieć konkurencje w zasięgu i pierwszy raz jechałem w pierwszej linii :) Niestety nie długo się cieszyłem, na około 10km złapałem kapcia na podjeździe, jak to? Sprawdzam... snake, jak to możliwe, ciśnienie wyzsze niż zwykle i na podjeździe. Nie główkuję długo, zmiana i ogień, z pompką CO2 wymiana dętki jest błyskawiczna, straciłem góra 2-3min. Cisnę, powoli wracam do rozgrywki, no i w tym momencie łapię kapcia na płaskim odcinku. NIEMOŻLIWE!!! Wbity badyl, brak zapasu, a miałem zabrać więcej na trasę, czekam na jakiegoś samarytanina, jest, zmiana i niestety już konkurencja daleko.

Zaczynam już walczyć o przetrwanie, jadę spokojnie, zaczyna się podjazd na Klimczok i znowu kapeć, ratuje mnie tym razem kolega który rezygnuje z rywalizacji, sprawdzam dokładnie czemu mam takie przygody, okazuje się, że opaska jest już licha i odkrywa częściowo otwory. Jadę spokojnie, byleby dokończyć etap do TOP5. Udało się, choć wynik daleki od ideału, bo warunki na trasie i forma były na rywalizację w dziesiątce kategorii.
ES

No właśnie, w związku z tym, iż Kamil obiecał pudło a się nie udało musiałam sama walczyc o kolejny kuponik na nowe buty do ścigania. Kuponik za pudło. Dla nie wtajemniczonych, w tym roku nie ma nagród rzeczowych tylko są kupony od Speca do realizacji. Wartość zależy od miejsca, od 50 zł za 6 miejsce do, chyba, 200 zł za 1-wsze.

Tak więc udało mi się przywieść 60 zł z kuponika.

A nowe buty bardzo pilnie poszukiwane, stare umarły i na ostatnim maratonie i na wakacjach po Ustroniu.

Maraton w Ustroniu był przyjemny. Trasa jak dla mnie za krótka, nie było czasu na podziwianie widoków i „jaranie” się jazdą. Nie w moim stylu, tak wiec jechałam spokojnie byle zabawa była fajna i przyjemna jazda, bez rwania i tym podobnych. Niestety nie obeszło się bez przygody. Pokarało mnie za wyprzedzanie na zjezdzie zaznaczonym przez Golonke jako !! (więc jeszcze nie tak strasznie, J). Wyleciałam niemalże w kosmos. Rower poszybował wysoko-daleko, oj było mi go szkoda. To było poślizg na uskoku kamienistym, zresztą zjazdy były kamieniste. Dużo luźnych małych ostych kamieni. Wydaje się taki zjazd nie groźny, ale można się zdziwić, co tez ja uczyniłam. Gleba na takie podłoże przy szybkiej prędkości, bo się nie spodziewałam niespodzianek, nie była przyjemna. Mocno zabolało biodro i ręka lewa. Nastąpiło szybkie dojście do siebie, pomoc fotografa, bo stał niedaleko, i dalej w droge. Adrenalina pchała do przodu ale strach już zawitał w głowie. Jade a na reku rośnie jakaś gula.

Na szczęscie to tylko siniako-obtarcia, ale wyglądające poważnie. Cale biodro i ręla lewa fioletowa, niczym zupa za słona.

Ale maraton zakończony i dobra zabawa zachowana – bo taki mam teraz cel maratonów. Byle fajnie spędzić czas w ładnych okolicznościach przyrody.

Tak tez było, aaaaaaaaaaaaaaa, nie wspomniałam o jednej przrygodzie, nie całkiem mara tonowej, ale powiązanej. Na dekoracji jako jedyna jestem brudna i nie przebrana gdyz nie mogłam trafić na kwatere. Dwa razy próbowałam dojechać i na śmierć zapomniałam gdzie mieszkamy. Popłakałam się i tyle. Jakbym dostała obuchem w głowę, zero orientacji. Może to skutek upadku, hmmmm. Więc w tym upale czekałam na dekoracje i Kamila az przyjedzie spakowany już na mete po mnie. To taka ciekawostka.

Po maratonie w Ustce zaczęliśmy nasze urlopowanie się w Beskidzie, a dokładnie w Węgierskiej Górce.

Iza


WYniki MEGA:
Iza 03:19:18 ( 12 open | 5 K3)

Wyniki GIGA
Es
05:12:25 ( 46 open | 18 M2)