Miało być trudniej...

BESKIDY MTB TROPHY 2011

ETAP 1
 Jak zwykle pierwszy start w południe. W nocy przeszła burza i na starcie wszyscy jakoś ciepło ubrani, ja optymistycznie na krótko. Numerek jaki otrzymałem to 59 i co się okazało numer oznaczał miejsce sprzed roku i tu niespodzianka miejsce w sektorze startowym. Miejsce wśród takich wycinaków jak ja i lepszych. Nie będzie turlania się po górkach tylko wyścig od początku do końca!!!

Na trasie wszytko szło świetnie, żadnych problemów, aż do połowy trasy kiedy to zaczynają puchnąć mięśnie nóg, zaczyna mocno suszyć, za chwilę zaczynają się skurcze. Nie doświadczałem tego od bardzo dawna. Głupi śpieszył się do Istebnej, że zapomniał o nawadnianiu, teraz za to płaci (jeszcze 2 kawki rano!) Trasa rewelacyjna, jeżeli będzie taka za dwa tygodnie w Ustroniu to będzie jedna z ciekawszych w tym roku.
prawie suche Trophy

 Wynik pomimo problemów, dobry bo dojechałem 49 open (81,6%). Iza dociera na 10 miejscu w kategorii.
 Dalsza część dnia upływa na nawadnianiu.


ETAP 2
 Drugi dzień to coś nowego, start oddalony od stadionu o około 5km, o 9:30 wspólny dojazd na start. W nocy znowu padało. Nie ma sektorów, więc ustawiam się tuż za Bartkiem Janowskim i innymi mocnymi, przecież z końca nie będę startował. Według mnie to najtrudniejszy etap, było dużo błotnych przepraw i odcinków technicznych, sporo jazdy po trawiastych zboczach. Nawodniony musiałem raz upuszczać nadmiar płynów.
Iza po przeziębieniu rezygnuje na tym etapie.

 Wynik 59 open (80%, 48 w generalce)

ETAP 3
 Mając już trochę doświadczenia w rywalizacji na Trophy, zaplanowałem taktykę atak od połowy i tak miało być. Start z drugiego sektora, podjazd pod Ochodzitą i powoli przebijam się do swojej konkurencji. Piękny szutrowy zjazd do Rycerki jest mi dobrze znany z poprzednich edycji i to ja wyprzedzam na zakrętach!!! Wjazd na asfalt w kierunku Rycerki Górnej, uregulowanie rytmu i za chwilę bufet, tam smarowanie łańcucha, izo, banan i główna atrakcja tego dnia. Podjazd jest suchy, nieprawdopodobne, ale tak było! Na podjeździe forsuje tempo, przeskakuje kolejnych i dołącza do mnie organizator (GG) i podbiega razem ze mną, ma formę biegową! Cały czas gada, to jest strasznie wkurzające i zaczynam uciekać, w końcu się zrywam i mijam kolejnych zawodników. Moje twarde przełożenia wymuszają szybsze podjeżdżanie. Vena na górze biega ze smarem, ale w tym roku nic nie płukało łańcuchów na podjeździe, więc w późniejszym czasie podobno proponuje rum zamiast smaru. Druga część trasy już prawie tylko w dół aż do mety, sama końcówka asfaltowa i nieciekawa, ale za to daje mi szanse na odrabianie.
najszybszy na Wielką Racze

 Wynik 44 open (85,5%, duży awans w generalce na 39)

ETAP 4
 Etap o nazwie Skrzyczne bez Skrzycznego, trasa została trochę przemodelowana. Co nie miało wpływu na moje samopoczucie. Byłem nastawiony na ostrą walkę od początku, była szansa na wywalczenie miejsca w czterdziestce. No i start, jadę od początku utrzymując kontakt wzrokowy ze swoimi rywalami, na bufet wpadam ogromnie zmotywowany, łapię kubek i staram się nie tracić czasu. Brzdęk o ku..., wygięty blat, chłopaki szybko pomagają w prostowaniu, kilka minut straty i jadę dalej. Jadę mocniej, puszczam się na zjazdach i bum, kapeć! Szybka wymiana i ruszam, czuję, że jest niedopompowane, jadę ostrożnie, ale natura wyścigowa bierze górę i na zjeździe z Klimczoka znowu szaleję na zjeździ i łapię równocześnie 2 kapcie. Brak zapasu, czekam, aż się ktoś zlituje i podrzuci cokolwiek, mam tylko jeden nabój, zapominam i dokręcam do końca zawór i później nie mogę zdjąć, trzeba wyrywać, czekam na kolejnego samarytanina. Po dłuższej wędrówce w końcu udaje się skompletować wszystko, w końcu ruszam, znowu czuję, że tył nie dopompowany. Na plecach pęczek dętek. W Brennej kibice pomagają mi z pompką stacjonarną. Teraz jest znowu jazda, tempo mam znacznie wyższe niż osoby mijane. Jest dobrze, doganiam Jarka i na przedostatnim terenowym zjeździe, około 4km do mety łapię kolejnego kapcia, widzę cywilizację, biegnę, ktoś musi być na zaporze z zapasową dętką, jest szybka zmiana i ogień, na Kubalonkę wjeżdżam ekspresem i zjazd, wpadam na metę. Jest kolejny finiszer!!!
"na kole i z buta"

  Wynik 140 open (72,5%, spadek na 59 miejsce)

 Pomimo bardzo dobrej dyspozycji, zawsze musi być jeden etap słabszy i to odwrotnie proporcjonalny do formy. Jestem bardzo zadowolony z zawodów, nawet jeden niefartowny dzień nie psuje obrazu. Trophy w tym roku pomimo sprzyjających warunków było trudne i to nie ze względu na zjazdy i odcinki techniczne (tych było niedużo), ale ze względu na podjazdy, chyba były to najbardziej strome podjazdy na jakich było mi dane jeździć w takiej ilości, często rezygnowałem z podjazdu, bo łatwiej i szybciej było wbiegać. Zawody robią sie coraz bardziej międzynarodowe, na trasie więcej obcokrajowców niż naszych. No i maszyny mniej znanych producentów, jak i głównie na dużych kołach! Inna ważna informacja, że w posklejanym skadzie wywalczyliśmy 11 miejsce drużynowo, dziękuję i gratuluję teammates.
  Do zobaczenia za rok!
ESCAMILLO