Kraków - reaktywacja

SUZUKI POWERADE MTB Marathon. Zabierzów 15.05.2011.
Jurajski Maraton Rowerowy





W niedzielę ścigaliśmy się na świetnie zapowiadającej sie trasie. Trasa przygotowywana przez Compass, więc musi być o świetnych walorach wizualnych, a że pod szyldem G&G to i walory techniczne :)
 
Pogoda zapowiadana na +15 z umiarkowanymi opadami. Tak też było z tym, że temperatura znacznie niższa, nie przekroczyła 10 stopni. Mam nowy sposób na start, żeby mi towarzystwo za daleko nie odjechało, pół żela kilka minuty przed startem.

 Na starcie, czyli pierwszym podjeździe szybko odnajduje konkurencję i się trzymam, trochę uciekam. Czuję się dobrze i naprawdę na pierwszą godzinę kiedy się rozgrzewam jadę hiper dobrze. Na podjazdach odchodzę od grupek jak Contador, na zjazdach mnie dochodzą i wyprzedzają jak bym miał zarzuconą kotwicę. Nadal nie wiem czemu tak się dzieje. Podejrzewam, że w dużej mierze to konfiguracja roweru, pozycja i przełożenia. Od początku jadę w okolicy 30-40 miejsca, ale dochodzę kolejnych zawodników, spinam i na podjazdach uciekam, na zjazdach walczę o utrzymanie przewagi. Na pierwszym międzyczasie po godzinie jazdy jestem 24, wynik świetny, bo to blisko 10 w kategorii. Widzę "Dobrego Chłopaka Rowerowego" walczącego z kapciem. Dochodzi mnie mój główny przeciwnik, Łukasz (WARBUD) na Epicu i utrzymuje przewagę, ale w zasięgu wzroku. Dalej na trasie pojawia się po naprawie "Dobry Chłopak" i dłuższą chwilę utrzymuje jego tempo. Obrosłem w piórka i cieszę się jak dziecko. Chwilę odpuszczam, jestem już gdzieś w połowie dystansu. Drugi bufet, drugi międzyczas i szok jestem w 20 open. Z bananem na gębie zjeżdżam, bo zjazdy na trasie są super, nie trudne, tylko trzeba uważać na śliskie podłoże. Jest super i nagle coś zaczyna mnie mocno hamować, bujać, znam to z poprzendiego sezonu... "ku... kapeć". Stop. Rower do góry kołami. Zdjęte. Plecak przerzucony, łyżka, pompka, dętka, jak w PITSTOPIE F1, zanim pomyślę już zrobione. Liczę kto mnie mija, nie ma tragedii, pompuję, pompuję, pompuję, pompuję,pompuję, pompuję i nic. No "*&@$%^&:" Dętka nie przyjmuje powietrza, napompowałem po wielkich męczarniach do 1.6 bar bo już zmarzłem straszliwie. Staram się szybko rozgrzać na wyższej kadencji. Jadę, może są ludzie wzdłuż trasy z pompkami stacjonarnymi, byleby jechać. Plan jest! Jadę. Psssss. Odpuszczam, jestem zmarznięty, ręce zgrabiałe, nie dam rady sprawnie wymienić dętki. Wracam na bufet. Maszeruję w przeciwną stronę, mam sporo znajomych którzy chcą mnie wesprzeć, ale zrezygnowany idę, kibicuje i popędzam ich do jazdy. Na bufecie jeszcze czekanie na transport, w sumie ze spacerkiem to jakieś dwie godziny. Przynajmniej najadłem się dobroci na bufecie bo nigdy nie mam takiej możliwości w czasie wyścigu. Bardzo dziękuję za podwózkę.

 Wyścigi krakowskie mi nie leżą, niby łatwe, a jednak pogoda i kapcie mnie eliminują z rywalizacji. trochę w tym mojej winy, bo rano już dętka dała znać że chyba jest niepełnosprawna, było 1.5 bar. Niesprawdzony pożyczony zapas i mamy takie podsumowanie wyścigu. Szkoda punktów, szacuję że byłoby 500+. W grę wchodziła walka o 10 w ktaegorii, a może nawet o szerokie pudło.

ES


Wyniki:

dystans MEGA 63km:
Iza 04:29:57 (open 252 | 6 K3)

dystans GIGA 99km:
Kamil DNF