Samotnie w puszczy

 Dziś niestety samotna jazda i to jeszcze w niedopuszczalny sposób... jechałem komuniakcją ze sprawnym rowerem. Mam wytłumaczenie zebrałem się dopiero późnym przedpołudniem wyczekując lepszej pogody i jeszcze ten wiatr, a że do puszczy rowerem przez maisto to 1,5h, wybrałem metro i dojazd rowerem. Opcja niezła, ale mam wyrzuty sumienia :)
  W puszczy sporo piechurów i narciarzy, jadąc czerwonym szlakiem były tylko ślady dwóch rowerów, a aż nadto nart i butów. Bardzo niewygodnie się jeździ po śladach pieszych bo jedzie się jak po bruku,  po śladach nart jak w koleinach, łatwo wypada się z toru . Najsprawniej jest jechać po śladzie roweru lub robić świeży w takiej "puchowej pierzynce". Do Roztoki tak się telepałem, chyba że można było boczkiem, a boczkiem też wytarłem kałuże schowaną pod pierzynką. Wszystkie ślady kończą się w Roztoce, dalej już jest znikoma ilość narciarzy i piechurów, dziwne że rowerzyści tu nie docierają, a w Karpatach to już chyba wszyscy zawracają. Dalej niby czerwony jest zamknięty przez podtopienia, ale widać że ktoś przechodził przez mokradła, więc skoro można suchym butem to tym bardziej rowerem :) Na trzęsawiskach jechało się dobrze, widać że pod spodem jest lód, ale nie trzeszczy i w tym momencie zrobiłem 4 metrowy ślizg pośladem, odkrywając lodowisko. W Górkach postój na picie, ustnik w bukłaku zamarzł i nawet schowany nie chciał odmarznąć, potem powrót zielonym do Roztoki, genialny odcinek widokowy w zimie, szeroki dukt nieuczęszczany, idealnie się jedzie. Z Roztoki powrót tą samą drogą do metra.
 Wyszło 75km (4h), ale zmęczony jak grubo po ponad setce, mam nadzieję że przez warunki a nie brak formy. Najgorsze to powrót metrem i marznięcie, mam nadzieję że pierwszy i ostatni raz taka opcja dojazdu.
ES