Upał XC

Puchar Mazowsza XC. Chlewiska 2010.07.11


Chlewiska to okolica dobrze znana mi rowerowo, tyle razy się tu kręciłem objeżdżając EST dystanse. Wiedziałem, że na tej górce są fajne podjazdy, ale pamiętałem je jako mokre, a teraz to takie piekło.
Wystartowałem z końca, bo to pierwsze XC w życiu, więc pojadę tak jak umiem, wszyscy wyrwali na początku a ja "giga start" czyli powoli, powoli, powoli, jestem ostatni :(  Po pierwszych 500m chciałem zejść jak zobaczyłem że wszyscy uciekli, dostałem zadyszki, na górze siedzieli kibice i takim tekstem chcieli mnie dobić "młodość Panie młodość", ale z kółka na kółko coraz szybciej jechałem od 5 okrążenia to już na jednej nodze mijałem, 6 to nie wiem kiedy minęło, na siódme, ostatnie wjeżdżałem mając w zasięgu wzroku dwóch zawodników WKK w tym Króla, doszedłem ich, ale na zjeździe nie mam zwyczaju jazdy na kole, a do tego strasznie pyliło, jeszcze chciałem dopaść na ostatniej prostej, ale na metę wpadłem tuż za nim, jedno kółko więcej i bym ich dopadł, jeszcze kilka lub kilkanaście więcej to bym wygrał ;]
Iza bezkonkurencyjna! Dokładnie! Bez konkurencji :(


Trasa była super wytyczona, po za jedną stromizną (gdzie pewnie z braku umiejętności podchodziłem): pętla w elicie miała około 2,5km
pierwszy podjazd podzielony na dwie części wertepiastą (po dziurach i kamieniach) i patelnie (przez polankę temp. +50) , a pomiędzy tym krótki zjazd z nawrotką, potem zjazd z dwoma uskokami i wjazd na drugi całkiem przyjemny trawiasty podjazd ale zaczynający się zakrętem 150 stop, na koniec długi szybki zjazd aż do mety z kilkoma zakrętasami wybijającymi z rytmu, na płaskim przed metą kałuża hamująca prawie do
zera

foty>>



No racja, byłam bezkonkurencyjna.
Tylko ja i ja i z kobiet ja.
Moje ściganie było bardziej wycieczkowe, nie, źle mówię, treningowe i to bardzo udany trening. Moje pierwsze XC, wiec charczałam na szczycie górki, ale zabawa przednia.
Wystartowałam pierwsza, w grupie juniorów i masterów, co widac na zdjęciach.
Upał, kurz, jeszcze jak ja jechała, po 11, to były trzy kałuzo-błota, ale już pod koniec 4 pętli mało co z nich zostało.
Ja, jako reprezentacja kobiet w liczbie:1, miałam skrócona ilość petli z 5 na 4.
Kiedy zaczełam się rozkręcać to wyścig się zakończył, około 8 km.
Trening super i zabawa fajowa.
Potem z Grześkiem zrobiliśmy rundkę ma „nogach” jako kibico-fotoamatorzy, aaaaa, i zapomniała bym – podawacze bidonów.

Dużo dużo nagród, dobrej zabawy i do domku.
Niedziela przednia.

Teraz aby do 25 Lipca – Pińczów a potem Głuszycaaaaaaaaaaaaaaa – i śmierć.

Pzdr
Cienka