Aborcja & impotencja.

Świętokrzyska Liga Rowerowa. Suchedniów 03.07.2010.

Maraton dla mnie bardzo udany. Wcale nie było łatwo tak jak pisali na stronie, że płasko, że będzie szybko. Duża ilość bardzo szybkich zjazdów, na których trzeba było utrzymać koncentracje, bruk w ilości chyba 30km, no i dystans 86,5km. Ja wpadłem na metę i padłem... ustawiam się na starcie za Markiem, bo tak sobie zaplanowałem, będę trzymał się Marka. w poprzednich maratonach mi dokładał. obok tez Skiba i reszta Pruszyńskich, Iza i Kamil gdzieś z przodu.
Pierwsze 2 km to jazda za samochodem, płasko asfalt, samochód odjeżdża ruszamy szeroka szutrówka, prędkości duże. Skręcamy w las i lekko pod górkę chyba z dwa lub trzy km, Marek wyprzedza, mi jedzie się lekko. Później zjazdy, las, błoto, kaluże 10km i widzę Ize na poboczu defekt? Tak podeszwa została jej w SPDzie, mówi coś o "własnej winie". Widzę, ze jest wku...i zniechęcona, jadę dalej. Zaczyna się bruk, Marek w zasięgu wzroku, czasami mi odjeżdża, ale jadę swoim rytmem, tam gdzie mogę przyspieszam i na pierwszym bufecie doganiam go, to 30km. zgubiłem bidon z koncentratem, chciałbym jak najmniej czasu spędzić na pierwszym bufecie, ludzie przejeżdżają, a ja wypiłem prawie cały bukłak, tak gorąco. zdejmuje camela i tankuję do pełna, ruszam dalej. to teraz zaczyna się bruk, dalej jedzie mi się dobrze, powoli mijam tych co polecieli na bufecie, 45km jest Marek doganiam go i jedziemy razem.



Zaczynają się szybkie zjazdy asfaltowe, tu mu odjeżdżam, później podjazd, drugi(22%) i wjazd na pola zjazd, podjazd i znowu szybkie zjazdy asfaltem tu mam 67km/h, dociskam chce uciec Markowi, nie widzę go za sobą, jadę sam. wracamy, wjeżdżamy na ścieżki leśne 55km, jakiś kryzys, ledwo jadę, nogi jak z betonu, zadyszka, pije wodę, baton, żel, kręcę żeby utrzymać rytm, jakiś podjazd, który podchodzę, co jakiś czas oglądam się, przecież Marek nie śpi. Wjeżdżamy ponownie na bruk, utrzymuje rytm, za plecami...Marek. mobilizuje się trochę przyspieszam i tak jest do końca wyścigu, oglądam się i widzę dwóch zawodnik w, są coraz bliżej. 84km gdzie ta meta!!!, teraz przyspieszam do 37km/h asfalt, ostre hamowanie, redukcja, skręt o 90st w gruntówkę i ogień miedzy drzewa, szeroka ścieżka, tłuczeń chrzęści pod kolami, ale nie tylko moimi, słyszę tuz za mną czyjś rower, nie obracam się tylko dociskam, widzę taśmy i metę 300m, zn w ogień, wpadam na metę i padam, za mną ten koleś co z Markiem jechał, za chwile Marek...

Bardzo udany maraton czas 4.39.33, 86,5km 46 miejsce, na ilu nie wiem. plan wykonałem w 110%, objechałem Marka, miałem się go trzymać. Mazi dobrze zrobił, że ominął błoto, za to dołożył kilometr w, trasa tylko miejscami z błotem, a tak to sucho, oznaczenia bezbłędne, no może z jakimś drobnym wyjątkiem, ale to pewnie moje zmęczenie. Nie obyło się bez paru gleb....normalka.
pozdr Witu

Wyniki MASTER:
Es 03:49:39 (10 open | 6 M2)
Witu 04:39:33 (46 open | 14 M3)
Marek 04:40:02 (48 open | 1 M5)
Andrzej 05:21:30 (63 open | 5 M4)