Asfaltem przez Kampinos


I kolejny rowerowy weekend za nami, i to dosłownie - rowerowanie na maxa.

Sobota iście branżowa- targi.
Fajna sprawa pod katem znajomych. Co pare metrów przystanek na pogawędkę, jak nie z ''szukającym" sponsorów Markiem bez Zojki (z tego co sie Marek pochwalił, to ma przypadłość damską i mogła byc kogoś zwabić, sie rozumie- bardzo atrakcyjna z niej partia i jeszcze sławna, :))
Był także mój trenejro, mamy fajowe długopisy Krossowe. Oj dużo dużo by wymieniać osób.
AAAAA i byliśmy na stoisku naszego teamu Torq. Przestraszyłam ciut towarzystwo niczym mój przyjazd na mete po dłuuuugim dystansie. Trzeba sie zaprezentować, jakoś. (Oczywiście żarty).

Powróćmy do rowerowego weekendu.
Niedziela.
Asfaltowy Kampinos, coś na roztopy i przywitanie długich dystansów. Czyli to, co wycinaki lubią najbardziej- etat na rowerku.
Wyszło pół etatu czasowo a dystansowo u mnie 108 a u Kamila 162.
Hmmm ............, wiem, dziwne, zwłaszcza ze razem się wycieczkowaliśmy. Chyba ktoś tu oszukuje, ;)
A tak naprawdę są to odległości Ursynów-Pruszków.

Wycieczka się udała, chociaż wiało strasznie (strasznie to za mało powiedziane). Co mi podnosiło nie tętno a ciśnienie. Nie cierpię ściany wiatru i siły aż wyrywającej rowerek z rąk. Stąd tez były skrajne tępa.
Traska do polecenia, zwłaszcza opcja do Kampinosu i przez Górki. Przywitało nas pozimowe błoto, ale to przecież wszyscy znamy. Błotko nasze kochane.
Miło słońce rekompensowało wszelkie niedoskonałości.

I co najważniejsze - jest cieplutko, :)

Pozdrawiam
Cienka

p.s.
polecam za tydzień, będzie się działo.


Ode mnie tylko tyle, że zamontowaliśmy Izie Polara, stąd mała poranna obsuwa...
Iza mnie zaskoczyła wręczając mi czarną podwiązkę... kurde czy to jakieś kolarskie przesądy czy co? Nie, to opaska pulsometru, dziś pierwszy raz jechałem z podpierśnikiem i zamiast się rozglądać to gapiłem się na te hipnotyzujące cyferki, które mnie tylko wkurzały... no bo ja cisnę jak głupi a tu sto... sto pięć...
Vuelta di Campino's zaliczona :)
pozdrawiam,
es

fotki>>
trasa>>
*mapka trasy, Pruszków pominięty bo nie mam bladego pojęcia jak wyjechaliśmy i jak wjechaliśmy, Iza prowadziła, ale też nie wie :)