Trasa jak zwykle "niepyląca"

SUZUKI POWERADE MTB Marathon. Krynica-Zdrój 28.05.2011.


Może zacznę od tego, iż nie opisałam Nowin. Mojej ulubionej imprezy z cyklu Cross Maraton. Nawet chciałam, zaczynałam, wymyślałam, kombinowałam ale doszłam do wniosku ze przemilczę kolejną pechową imprezę z danego cyklu. Zawisł nad organizatorami pech i to bardzo nie fajny. Tym razem ze 108 startujących na trasie master, z limicie zmieściło się 48 osób, można jeszcze dodać iż żadna dziewczyna, a był a Katarzyna Galewicz z Kellysa, a to nie jest jakaś tam wycieczkowiczka jak ja.
No wiec można się domyśleć co się działo na mecie jak ponad 50% osób została cofnięta z punktu. Dla przypomnienia dodam, ze jeszcze ostatnio organizator podkreślał misje swoich imprez – zabawa dla amatorów. No cóż widocznie to nie o takich amatorów chodziło. Delikatnie mówiąc ludzie byli bardzo nie zadowolenia.
Tak więc czekałam mocno na kolejną imprezę żebyś się ujechać.
Jeszcze jedno ku przestrodze innym kolażom i kolarka. Jak macie zaciski do koło KCNC. Sa fajne bo leciuchne ale jednoroczne i trzeba o tym pamiętać. Koło zaczęło mi się samo wypinać. W Nowinach przez to miałam parę minut w plecy i skrzywiony hak, za to w Krynicy myślałam ze zejdę z trasy. Taka pierwsza reakcja za swoja głupotę, ale po kolei.
Standardowo cały tydzień piękna pogoda. Słońce, wręcz tropiki w centrum ale jak przychodzi weekend i maraton to na 100% będzie lało. I tak tez było, no bo jak by inaczej.
Sobota, niebo zawalone chmurami, ponure. Temperatura około 15C. Start giga o 10 i leje. Nie pada ale leje. Dostaje chwilowej załamki i myślę czy w ogóle startować. To nie górki żeby zrobić 50 km i było oki. Piszę sms-a ku wsparciu i staruje. Przestaje padać, woda spływa potokami po ulicach. Krótka rozgrzewka i jedziemy. Nad nami chmury i mega mgła która osiada na okularach nie wspominając o parowaniu, wilgoci i błocie . Nie będę się rozpisywać o rodzajach błota bo to już nudne. Dało się podjeżdżać gorzej w moim przypadku ze zjazdami.
Startowanie na mega nie jest fajne. Jakbym miała polecać komfort jazdy i przyjemność to giga bez żadnego ale. W tym roku po raz pierwszy i ostatni startuje na mega. Na samym starcie zostaje zahaczona rogiem przez spieszącego się na maxa megowca, tylko po to abym go wyprzedziła na podjezdzie. To samo na podjazdach, pierwszych, gdzie część zalicza zgon, za druga częścią strach jechać bo w każdej chwili mogą zejść z roweru. Nie ma jechania za kimś bo aż strach. I tak tez zostałam zaatakowana na jednym z pierwszych podjazdów. Szło mi bardzo fajnie. Widziałam swoje targety a tu bach, gościu nagle schodzi, spada nie wiem, a ja za nim staje dęba. Wkurw mam na maxa. Bo już nie raz na tym maratonie krzyczałam z prośbą o zejście ze ścieżki jak się nie jedzie itp. Jak upadam na bok to koło wypina się. Robię się zła. Wpinam koło , ludzie jadą, czyszczę okulary, podwójne szkła, ludzie jadą. Mam chwilę zwątpienia , ludzie jadą. Jestem zła i ja jade. Już chyba ostatnia bo na mega wszystko się dzieje szybko. Okulary zdejmuje na wjezdzie na Jaworzynkę, już nie nie widze. Mgła plus bloto rozmazane, plus porysowania. Przy zjeździe gubię trasę, taka mgła ze nie widać strzałek, a ja jeszcze nie ślepaka. Zjeżdzam w chaszcze , gosciu za mną, ktoś krzyczy ze zle jedziemy. Jestem zła znowu. Dobra, skoro mam pecha to mam inne postanowienie, wszystko mam podjechać - taki będzie cel. I tak tez jadę. Jest fajne, tak jak może być fajnie w błotku. Słychać grzmoty, nadchodzi burza. Zostaje jeszcze Parkowa. Grzmi ale nie pada. Ostry zjad na Parkowej, wiecie który , ten co można na tyłku w blocie zjechać. Upadam, koło wypina się znowu. Wpinam i jade dalej. Żeby nie było że za lekko zapinam, nie, jak Kamil zapiął tez wypadło. Dojeżdzam do mety. Czas mam nie zadawalający, jedyny plus ze dojechałam i wszystko podjechałam. Co dziś czuje w nogach. Zdążyliśmy dojechać do kwatery, bez mycia roweru i zaczyna lać, a wiem ze są jeszcze ludzie na trasie. Leje, jak to przy burzy. I tyle z maratonu.
Fają rzeczą którą wypróbowałam na maratonie to żelki energetyczne Zipvita. Jak dla mnie super, sama przyjemność w żuciu. Szkoda ze jeden smak. Trzeba tylko opakowanie do kieszonki mocno rozerwać albo Zelki wsypać do kieszonki, bo trudno wyjmować z opakowania. Fajnie się całą trasę żuje, po jednym po dwa. Sama przyjemność. Napój jak i batony także Oki. Przy czym batony trzeba przed maratonem, czy tez wyjazdem trzymac w lodówce, zwłaszcza proteinowy, po maratonie – ale tez za to jest pyszny. Białkowy, duża dawka przyjemności po maratonie. Nie wspomniałam o bananowym żelku, na dwa razy starcza. Jednym słowem polecam zestaw.
Maraton zaliczony, teraz oczekiwanie na Karpacz i całkiem nową trasę.
p.s. mam już nowy zacisk. Może nie ultra lekki i różowy ale trzymający (mam nadzieję).
Nie wspomniałam nowy zacisk w nowym kółku, które prowadziło mnie po śliskich trasach jak szalone. Szkoda ze nie jestem mistrzem, albo przynajmniej mini mistrzem zjazdów to bym mogła coś więcej powiedzieć o nowej maszynie. Jedno zauważyłam przy nowej ramie, kole i całym zejściu z wagi. Przyśpiesza jak torpeda, lekko i szybko, co jest odczuwalne.
Cienka
---------

 Z mojego punktu widzenia to Krynica, jak Krynica sucha nigdy nie była i pewnie nie będzie. W piątek ciepło, sucho. Optymistyczne humory na myśl o szybkiej i łatwej trasie... niecałe 70km na giga? to takie mega, na sucho celuję poniżej 4:30.

 Sobota. Rano wychodzimy do sklepu, po zakupy i patrzymy ku naszemu zdziwieniu coś musiało padać w nocy, jest chłodno i nisko chmury. Będzie źle! Iza tym razem nie towarzyszy mi na rozgrzewce, zostaje w pokoju. 9:30 a na starcie dość pusto, rozgrzewam się i zagaduję znajomych. Stajemy w sektorach i na 5 minut przed startem coś kropi, "a to z liści". Minuta do startu, zaczyna mocniej kropić. START, zaczyna lać, już ulewa i dodatkowo grad. Ja w takiej pogodzie nie szarpię, jade swoje, w tym roku obiecałem sobie, że ukończę Top5. Pierwszy podjazd i zaczynam przeskakiwać, aż się ciśnie na usta "po co barany się pchacie, jak nie podjeżdżacie" i w tym momencie, szarpiąć cynglem przeciągam łańcuch na szprychy. K****, poprawiam i zaczyna się jazda na zmiany biegów wspomagane "baryłkową". Spokojnie jadę i odrabiam straty. Na Jaworzynę wjeżdżam i już jestem prawie wśród swoich. Chmury ograniczają widoczność, okulary na końcu nosa, pole widzenia mocno ograniczone. Naprawdę trzeba się koncentrować na szukaniu strzałek, miejscami naprawdę nie ma się pewności gdzie jechać. Na giga mamy świetny odcinek, szeroki szlak po grzbietach, cały czas kilka metrów w dół lub górę, jak na rollercoasterze. Czuję, że utrzymuję dobre tempo, teraz coś mnie spowalnia czuję że mam coś za dobrą przyczepność tyłem, już wiem że to ciśnienie mi spada. Byleby dojechać do kogoś z pompką stacjonraną. Łączymy się z mega, bo coś dużo postaci mi się pokazuje na horyzoncie. W tym momencie dobijam i zaczynam zmianę dętki. Pojawia się towarzysz, potrzebuje pompki. Ja pompuje, on czeka, ale ku... nie idzie, znowy niesprawny zapas, wentyl nie trzyma. Co za nie fart, oddaję pompkę i spaceruję, na pewno nie odpuszczę, choćbym miał spacerować te kilkanaście kilometrów. Zatrzymuje się chłopak nr 178 (s'Oliver Rybczyński). Ratuje dętką i pompką. Załatwiam sprawnie sprawę i jadę. jeszcze walczę z kilkoma gigulcami. Samarytanina dopadam jeszcze przed Parkową. Na Parkowej demonstruję siłę i uciekam każdemu napotkanemu zawodnikowi. To już 3 raz w mojej karierze pokonuję zjazd, jestem tak pewien siebie, że zjeżdżam już z zamkniętymi oczami tak sprawnie, że sam się sobie dziwię. Znajomość trasy pomaga znacznie do płynnego pokonania przeszkód. 
 Pomimo defektu robię bardzo dobry wynik, a bez defektów mogłoby być mniej o 20 minut. Czekamy na tombole bo fajnie by było wygrać weekend w Presidencie, pomimo, że Iza nie chciała zostać. Z Jurkiem już myślimy o zakupie nowych pompek na naboje. Jurek wygrywa szczotkę do czyszczenia napędu, a Iza... pompkę na naboje.
ES
  
Wyniki Mega:
Cienka 04:49:06 (169 open | 3 K3)

Wyniki Giga:
Escamillo 04:53:25 (34 open | 17 M2)